Czas zatrzymany, czyli jeszcze trochę o najnowszej książce
„Dni wypełnione słońcem”, czyli druga część trylogii „Neon Cafe” trafi do księgarń już 02 października. To właściwie ostatni moment, by uchylić nieco rąbka tajemnicy (ale tylko tyci, bez przesady z tym rozbieraniem) i opowiedzieć Wam jeszcze parę słów o tym, czego można się po książce spodziewać. Właściwie to nawet nie tyle opowiedzieć, co pokazać. W atmosferę powieści, w co nie wątpię, wtopicie się, kiedy weźmiecie książkę do rąk, teraz jednak chciałabym Wam sprezentować coś w rodzaju katalizatora.
Zanim jednak przejdziemy do zdjęć, małe ogłoszenie parafialne: na moim profilu instagramowym znajdziecie o wiele, wiele więcej zdjęć przedstawiających miejsca pojawiające się w moich książkach. To dobra okazja, by rzucić okiem na Wrocław. Wpadajcie więc i obserwujcie, zapraszam 🙂
Wszyscy bohaterowie „Dni wypełnionych słońcem” są mieszkańcami Trójkąta Bermudzkiego. Takiego w przenośni. Tak bowiem wrocławianie przechrzcili Przedmieście Oławskie, czyli tę część miasta, która najmniej ucierpiała podczas wojennego piekła i w której wobec tego najbardziej da się odczuć ducha Breslau z początku XX wieku. Albo z końca XIX wieku, to nawet częściej. Choć Trójkąt jest miejscem kontrastów i obok liczących 130 lat kamienic wznoszą się bardzo nowoczesne apartamentowce, chciałabym, żebyście się zatopili w tę jego starszą część. Zależy mi na tym, żebyście poczuli atmosferę tego, co minęło i już nie wróci. Słowem, chodzi o to, żebyście przepadli bezpowrotnie w Trójkącie Bermudzkim 😉
Marta
Zacznijmy od miejsca najważniejszego. Kamienica przy ulicy Prądzyńskiego z wizerunkiem kobiety zwanej Martą. To będzie kluczowe miejsce tej książki. Kiedy przeczytacie o wykuszu, wieżyczce i damie w powiewnej sukni, to przywołajcie oczyma wyobraźni to, co zobaczycie poniżej.
Podejdźmy bliżej…
Wspaniała, prawda? Ja myślę!
Kilka kamienic przy ulicy Mierniczej
Miernicza nie zmieniła się prawie nic od XIX wieku. Przedmieście Oławskie gwałtownie się wtedy rozbudowywało, dlatego na wielu kamienicach można dostrzec daty ukończenia budowy. Co rusz widać rok 1890, 1889, 1892. Piękno tych kamienic rzuca na kolana, a ich zaniedbanie (bo niestety odnowione budynki to jedynie chlubne wyjątki) rozszarpuje serce i powoduje we mnie wręcz fizyczny ból. Część bohaterów powieści mieszka właśnie przy ulicy Mierniczej. Ot, w takich kamienicach.
Tuż obok mieszka pani Kochanowska, bohaterka opowiadania „Tango”. To znaczy mieszkałaby, gdyby nie była wytworem mojej wyobraźni 🙂
Poniżej jedna z nielicznych, odrestaurowanych „staruszek”. Jest na czym oko zawiesić, prawda?
I jeszcze jeden przykład kamienicy z końcówki XIX wieku – 1892 rok.
I jej o trzy lata starsza koleżanka. Zbliżenie? Proszę uprzejmie. Tak jak u kobiet – z bliska widać wszelkie, nawet najmniejsze zmarszczki.
Mieszkańcy Mierniczej są przyzwyczajeni, że od czasu do czasu rozkłada się u nich ekipa filmowa i zaczyna działać. Samochody się wynoszą, wjeżdżają powozy, paradują panie w powiewnych sukniach i z parasolkami, panowie w cylindrach i tak dalej. Na Mierniczej nie ma wylanego asfaltu, są kocie łby. Zresztą sami zobaczcie. Gdyby usunąć auta…
Ulica Traugutta
To obok ul. Kościuszki oraz Pułaskiego jeden z boków Trójkąta. Traugutta jest dla tej powieści bardzo ważna i wielokrotnie się do niej odnoszę. Jeden z bohaterów właśnie na tej ulicy pakuje się w coś, co mu się nie śniło.
I jeszcze rzut oka na przeciwną stronę ulicy.
Nieco dalej, na ulicy Świstackiego (cały czas jesteśmy w Trójkącie) znajduje się Liceum Ogólnokształcące nr 4. Ono też ma swoją rolę do odegrania, choć raczej drugo- lub trzecioplanową. Ma jednak pewne znaczenie dla bohatera, który mieszka naprzeciwko „czwórki” i stając przy oknie codziennie obserwuje młodych ludzi, którzy jeszcze nie mają pojęcia, dokąd zaprowadzi ich droga, poza tym, że do „budy”.
Urząd Wojewódzki
Urząd nie leży już w „granicach administracyjnych” Trójkąta, ale bohater opowiadania „Podnawka”, który w urzędzie pracuje, całe życie zmierza tam na piechotę. I słusznie, ma naprawdę bardzo blisko. Zresztą on też ma na czym oko zawiesić. Od frontu budowla prezentuje się majestatycznie…
… ale i z tyłu jest niczego sobie. Bezpośrednie sąsiedztwo mostu Grunwaldzkiego robi swoje.
Powyższe zdjęcia, które zrobiłam w pewną słoneczną niedzielę, nie wyczerpują tematu. Zapewne wrócę tutaj z kolejną ich partią, ale jeśli chcecie być na bieżąco, zapraszam na Instagram. No i będzie mi bardzo miło, jeśli po tym wszystkim poczujecie się zachęceni, żeby kupić „Dni wypełnione słońcem”. Dajcie znać, jak przeczytacie, ciekawa jestem Waszej opinii. Ahoj!