Kolejnych 5 miejsc, które się pojawią w najnowszej książce

Kolejnych 5 miejsc, które się pojawią w najnowszej książce

O nie, nie, nie. Poprzednią (lub właściwie pra-poprzednią) notką nie wyczerpałam całego repertuaru zdjęciowego dotyczącego miejsc, które pojawią się w najnowszej książce, czyli w „Dniach wypełnionych słońcem”. Tym, którzy nie wiedzą, podpowiem, że to druga część trylogii „Neon Cafe”, która wychodzi nakładem wydawnictwa Czwarta Strona. Ci, którym wpadła w ręce pierwsza część, są oczarowani. Serio, serio, nic nie naginam, sprawdźcie sobie recenzje na Lubimy Czytać.

Dla tych, którzy pierwszej części nie czytali, mam dobrą wiadomość. Całą trylogię można czytać NIE-ZA-LEŻ-NIE. Czyli można zacząć na przykład od końca. Nic się nie traci! No dobrze, odrobinę się traci. Nie będziecie na przykład wiedzieć, o co chodzi z kotem, ale spokojnie, z tym sobie można bez problemu poradzić.

Ad rem. Oto kilka miejsc, które jako miejsce akcji zaistnieją w części drugiej. Cały cykl jest jak gąbka przesiąknięty Wrocławiem i można powiedzieć, że miasto jest jednym z bohaterów. Zależało mi niezmiernie, żebyście odczuli złożoną jego strukturę. Żebyście dotknęli nieco ducha przedwojennej metropolii, który gdzieś tam błąka się pomiędzy murami dziewiętnastowiecznych kamienic. Ten duch współistnieje zgodnie (tak myślę) z Wrocławiem współczesnym, nowoczesnym. Jeden nie może istnieć bez drugiego.

No dobrze, skoro miało być ad rem, niech będzie wreszcie ad rem, do diabła.

Akcja drugiej części mocno jest związana z Przedmieściem Oławskim, bo jest to jedno z miejsc, które w sposób najmniej zmieniony przetrwało pożogę wojenną i niszczycielskie zaniedbania epoki PRL. Mocno jest związana, ale to nie znaczy, że inne rejony miasta się w niej nie pojawią (to już wiecie). Gotowi? No to zapinamy pasy i jedziemy.

Secesyjna kamienica przy ul. Prądzyńskiego

Cudowny budynek z 1904 roku, który jak dotąd niestety nie doczekał się renowacji. Jest bardzo ważny dla tej książki. BARDZO. Kobieta, którą widzicie na fasadzie, zwana jest Martą. Marta ma prawo z dystansem spoglądać na dzisiejszy Wrocław. Ba, nawet z lekką pogardą. Jak myślicie, jakich zdarzeń była świadkiem? Można sobie jedynie wyobrazić.

Urząd Wojewódzki

Ponieważ po raz kolejny wrzucam zdjęcie kręconych schodów, można przypuszczać, że mam do nich sentyment. I racja. Urząd Wojewódzki to miejsce pracy bohatera z historii pt. „Podnawka”. Bardzo jestem ciekawa, jakie będziecie mieli zdanie na temat jego samego i podejścia do życia, jakie reprezentuje. Ciekawa jestem, czy postawicie przy nim znaczek „approved”, czy wprost przeciwnie, potępicie w czambuł. Już zacieram ręce z uciechy! Urząd Wojewódzki znajduje się tak właściwie rzut beretem od Przedmieścia Oławskiego i bohater tej historii chodzi do pracy na piechotę. Ma rację.

Ulica Miernicza

Miernicza to jest w ogóle fenomen. Czy wiecie, że sama ulica niemal nie zmieniła się od XIX wieku? Od czasu do czasu są tam kręcone różne filmy. Mieszkańcy podobno już przywykli. Po prostu odkręcają anteny satelitarne czy coś tam ;). Nie zmieniła się – rozumiecie, żadnych plomb. Tak jak widział ją mieszkaniec miasta w 1920 roku, tak widzimy ją dzisiaj. Oczywiście pomijając samochody 😉

Przy ulicy Mierniczej mieszkają bohaterowie historii „Tango” oraz „Już mi niosą suknię z welonem”.

Ulica Traugutta

Tak wiem, wiem, kolejne kręcone schody. Być może medycyna zna takie przypadki 😉 Te schody, które tu widzicie, są w jednej z kamienic przy ulicy Traugutta. One same niestety nie pojawią się w książce (smuteczek), za to sama ulica pojawi się i to kilkakrotnie, między innymi w postaci komisariatu policji Wrocław-Rakowiec. Dlaczego? No cóż, zobaczycie sami.

Ulica Traugutta razem z Kościuszki i Pułaskiego tworzy trójkąt, w którym umiejscowione jest Przedmieście Oławskie. Właśnie od tego kształtu pochodzi inna nazwa tej okolicy, Trójkąt Bermudzki. Pod takim szyldem tę okolicę najczęściej kojarzą Wrocławianie.

Bieszczady

Tak, dobrze widzicie i czytacie. Bieszczady. Taki zupełnie niewrocławski smaczek. Pojawią się i będą miały spore znaczenie dla rozwoju wydarzeń jednej z historii. Bieszczady zapadają w pamięć. A jeśli ktoś był „bliżej” z poezją Stachury, Ziemianina i innych podanych za sprawą Starego Dobrego Małżeństwa (ktoś jeszcze kojarzy grupę, hę?), to zapadają w pamięć podwójnie. Tak, Bieszczady będą. I mam nadzieję, że ta ich część, która właśnie nie jest oblegana przez stada turystów, a która została przedstawiona w książce, zachęci Was do odwiedzin tamtych stron.

To byłoby na tyle w dzisiejszym odcinku. Trzymajcie się, drodzy Czytelnicy. Ahoj!



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *