Pisarski backstage odc. 7 – czy autor korzysta na bibliotekach?
Jeszcze przed pandemią na portalu Lubimy Czytać pojawiła się skąpa informacja, że ministerstwo rozważa podniesienie opłaty za wypożyczenia. Pod tekstem momentalnie wybuchło oburzenie kilku sprawiedliwych, bo jakże to, nie dość, że taki autor-darmozjad siedzi na zadzie i bawi się całe życie (jak aktor, prawdaż), kiedy ludzie normalnie pracują, to jeszcze mamy PŁACIĆ ZA BIBLIOTEKI?! W życiu!
Och. Pozwolę sobie rozpalić oświaty kaganek. Otóż wypożyczenia z bibliotek były i będą BEZPŁATNE, a opłata, o której mowa, to wspacie Ministerstwa Kultury, na jakie może liczyć autor, tłumacz lub ilustrator (sic!), jeśli książki, przy których majstrował SĄ WYPOŻYCZANE z bibliotek. Działa to podobnie do linków afiliacyjnych. Klikasz w link i ten, kto ten link u siebie zostawił, dostaje kasę za kliknięcie. Niewielka to kasa, ale jest. Jeśli wypożyczasz książkę, autor otrzymuje mierzalną kasę za to wypożyczenie. To rodzaj rekompenty dla twórcy, bo przecież kto wypożycza książkę nie zamierza/nie może jej kupić. Kwota jest ściśle określona przepisami i procentowo i to właśnie o możliwym podniesieniu tej stawki była mowa. Czyli procent byłby większy. Jestem za 🙂
Co trzeba zrobić, żeby rekompensatę otrzymać? Należy się zarejestrować na stronie Stowarzyszenia Autorów i Wydawców Copyright Polska, wypełnić formularz, odesłać go pocztą i… czekać. Inaczej mówiąc, nie dzieje się to z automatu. Wsparcie można otrzymać, jeśli się o nie zawnioskuje. Kto nie wnioskuje, ten nie ma. Wsparcie otrzymuje się raz do roku za książki wydane i wypożyczane w roku ubiegłym. Czyli np. w 2019 roku dostałam rekompensatę za książkę, która ukazała się w 2018. Na stronie jest obszerny dział FAQ, w którym wszystko jest wyjaśnione. Autor dostaje na koniec PIT-11 i uczciwie się rozlicza.
I to jest fantastyczna rzecz, która sprzyja promowaniu kultury. W moim jako autorki interesie jest to, żeby moje książki były w jak największej ilości bibliotek. Ja mam z tego zysk (skromny, ale mam), a ludzie i tak przeczytają książkę za darmo, dowiedzą się o mnie itd.
O cudowności bilbiotek mogłabym pisać wiele. Na zdjęciu moje ostatnie wypożyczenia. Za wyjątkiem jednej żadna z tych książek nie jest już do kupienia. Są dostępne tylko w bilbiotekach. Mam nadzieję, że ich autorzy/tłumacze również zarejestrowali się w programie, bo ich praca pomaga mi teraz tworzyć nową książkę.
Co jeszcze autorowi dają biblioteki? Zobaczmy.
Po pierwsze biblioteka daje autorowi możliwość dotarcia do odbiorcy, do którego w inny sposób nigdy by nie dotarł.
Po drugie to, że ktoś książki danej osoby wypożycza, nie oznacza, że nie będzie ich kupował. Tak było w moim przypadku z Chmielewską. Pierwsze książki wypożyczałam z biblioteki, dziś mam w domu całą serię jej kryminałów, bo uznałam, że muszę je mieć i koniec.
Trzecia sprawa – w bibliotekach fantastycznie działa marketing szeptany – żadna promocja w mediach tego nie zastąpi („kupiłam pani książki, bo sąsiadka, która je wypożycza, mówiła, że są świetne” – naprawdę zdarzyło mi się to słyszeć).
Po czwarte żyjemy w epoce fastfoodu literackiego. Nowoć goni nowość. Coś, co ukazało się w lutym czy marcu, już dawno zostało przykryte przez dziesiątki innych premier. Czytelnik się w tym gubi. Czasem nie nadąża za książkami wyjątkowo płodnego autora, Biblioteki dają możliwość zwolnienia tempa. Z moich książek bardzo dobre „branie” ma mój debiut. Sprzed dwóch lat. Rynkowo – przepaść, któż o nim pamięta! Owszem, sprzedaje się nadal, ale nikt go już nie będzie promował w obliczu galopującej podaży nowości. Mam jednak sygnały od czytelników, który sięgnąwszy po tę książkę w bibliotece następne kupili, bo spodobał im się mój styl.
Nie zapominajmy też (to po piąte), że każdy autor wchodzi w końcu ze swoimi książkami w taki etap, że nie ma ich już w sprzedaży i nie robi się dodruków czy wznowień. W bibliotece nadal dany tytuł będzie dostępny.
No i na koniec dochodzi kwestia kontaktów z czytelnikami. Biblioteki umożliwiają spotkania bezpośrednie, kiedy autor i czytelnik wchodzą w relacje inne niż tylko za pośrednictwem wydrukowanych literek. Pomijając rzeczy oczywiste, czyli to, że są to spotkania przemiłe i w cudnej atmosferze, autorowi z otwartym umysłem niejednokrotnie dostarczą wskazówek czy pomysłów na fabułę.
Jak widzicie same korzyści. 🙂