Pisarski backstage cz.4 – moje pisarskie grzechy główne

Pisarski backstage cz.4 – moje pisarskie grzechy główne

Człowiek uczy się na błędach. Najwygodniej, gdy są to błędy cudze, ale to te własne dają nam największą lekcję. Błędy popełnia każdy – nie robi ich tylko ten, kto nie podejmuje żadnych działań. Stop – niepodejmowanie żadnych działań samo w sobie jest błędem. Jak człowiek jest na początku drogi, błędów jest najwięcej. Po potknięciach wyciąga wnioski i… zalicza kolejne wpadki, inne niż tamte (a czasem nie). Życie to jedna wielka nauka, życie rzemieślnika słowa w niczym się tutaj nie różni. Oto więc kilka sytuacji, które skłoniły mnie do zajęcia określonych postaw 🙂

Grzech pierwszy – brak kontroli

Skończyłam pisać debiutancką książkę i doniosłam o tym koleżance. Pogratulowała. Powiedziałam, że roześlę ją do wydawnictw, tylko jeszcze wcześniej wyszlifuję i poprawię błędy. Koleżanka na to: „Daj sobie spokój, od tego jest redakcja”. Wysłałam więc, jak było. Nigdy więcej tego błędu nie popełnię. Na późniejszym etapie zrozumiałam, że redaktor nie zajmuje się dociekaniem, co „poeta” miał na myśli, pisząc tak a nie inaczej. Nie pełni też roli pisarskiego anioła stróża, wskazującego, w którą stronę pójść. Zwyczajnie nie ma na to czasu. Najczęściej ma huk roboty i jeszcze upiorny dedlajn stoi nad nim z maczugą. Gdyby mógł, roztoczyłby opiekę nad autorem, prowadził za rękę i dopieszczał razem z nim książkę tak, by wyszło cacuszko. Niestety najczęściej nie może. Od czasu debiutu każdą moją książkę, zanim wyślę, bardzo dokładnie sprawdzam, szlifuję, koryguję, zmieniam i jeszcze raz poddaję analizie całą koncepcję. Oczywiście redakcja nanosi poprawki, zawsze się jakieś znajdą i bardzo dobrze, ale dzięki takiej postawie świetnie współpracuje mi się z redaktorami, pozdrawiam ich ciepło 🙂

Grzech drugi – nieznajomość przepisów

Podpisując pierwszą umowę nie miałam pojęcia o ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz o kodeksie cywilnym. Uspokajam – wszystko było i jest w jak najlepszym porządku. Gdybym jednak wcześniej zapoznała się z tymi aktami prawnymi (a nie są długie), nie zamęczałabym wydawnictwa pytaniami i wątpliwościami, które okazały się zupełnie niepotrzebne. Wiedziałabym, że pewne sformułowania ujęte w umowie wynikają wprost z zapisów ustawy i po prostu muszą być takie, a nie inne. Radzę wszystkim, którzy chcą coś wydać: zanim cokolwiek podpiszesz, przeczytaj obie ustawy. Zresztą fascynująca lektura, serio 🙂

Grzech trzeci – brak kopii zapasowej

Nigdy, przenigdy nie siadam do pisania, jeśli nie mam możliwości tworzenia kopii zapasowej na bie-żą-co (jak to robię technicznie, będzie osobny odcinek). Nie życzę nikomu sytuacji, kiedy ma 300 stron książki i pada mu twardy dysk. Pewne rzeczy są nie do odtworzenia. Moje dane szczęśliwie udało się odzyskać dzięki – a jakże – kopii zapasowej. Inaczej nie byłoby dziś „Aniołów do wynajęcia” 😉

Grzech czwarty – brak pokory

Pamiętacie odc. 2 pisania od kuchni, kiedy pisałam, jak wyglądają bebechy książki, zanim ona powstanie? Że kilka plików, dokładny scenariusz akcji, bla, bla, bla? No więc przy książce, która wyjdzie, zluzowałam zasady i stwierdziłam, że po części pójdę na żywioł, bo już tak świetnie ogarniam pisanie, że szał. Never again. Z podkulonym ogonem wróciłam do wypracowanych zasad, bo pisanie okazało się prawdziwą męką i wrażeniem pożerania żywcem przez chaos. Przerwałam, cofnęłam się, dopracowałam scenariusz, przemyślałam i znów ruszyłam. Już dawno nie miałam tylu poprawek od redakcji 😉 Książkę powstającą teraz tworzę po staremu. Idzie świetnie 🙂

Poprzednie odcinki z serii „Pisarski backstage” znajdziesz tutaj:

Odcinek 1 – Początek

Odcinek 2 – Jak wygląda książka od środka, zanim stanie się książką na poważnie

Odcinek 3 – O co chodzi z krzesłem, czołgiem i weną.