Pisarski backstage cz.2, czyli jak wygląda książka, zanim zostanie książką

Pisarski backstage cz.2, czyli jak wygląda książka, zanim zostanie książką

W poprzednim odcinku powiedziałam Wam, że czasem trzeba zrobić rzecz z pozoru totalnie bez związku, żeby ruszyć sprawy do przodu. Podjęcie działania to jednak jeszcze pikuś. Żeby dotrzeć do mety, konieczne jest przyjęcie określonej strategii. Dokładnie tak jak w sporcie. Jeśli chcesz w miarę żywy przebiec np. nocny półmaraton wrocławski, to musisz wdrożyć odpowiedni plan treningowy. I jeszcze jedno: musisz wiedzieć, dokąd zmierzasz i jaką trasę masz do pokonania. Inaczej będziesz pracować, gdy chodzi o krótkie dystanse, inaczej, gdy chodzi o długie. Niby takie oczywiste, a sporo osób się na tym wykłada.

Jak to przełożyć na pisanie? W moim przypadku to nie jest tak, że pojawia się pomysł na książkę, a ja siadam i zaczynam ją pisać. Gdybym działała w taki sposób, żadnej bym nie ukończyła. Każda moja książka, zanim powstanie, składa się z kilku plików.

Spójrzcie na zdjęcie poniżej.

Tak wyglądają bebechy „Aniołów do wynajęcia”. Co tam mamy? Oprócz książki „właściwej” (na zdjęciu jako „Anioły do wynajęcia.docx”) jest jeszcze plik z bardzo dokładnym opisem bohaterów (wygląd, charakter, powiązania itp.) oraz plik z przebiegiem fabuły. Wszystkie one są ważne, ale ten z rozpisem fabuły wśród nich pełni najważniejszą rolę. Dlaczego? To jest właściwie skrót powieści, zapis scena po scenie, co i kiedy się wydarzy.

Przy bardziej skomplikowanej fabule plików może być więcej. Spójrzcie na kolejne zdjęcie:

Tak wyglądają bebechy „Na miłość boską!”, która ukazała się 26.02.2020 (czyli to jeszcze funkiel nówka nieśmigana, w wielu księgarniach w promocjach, jest w formie e-booka i można uśmiać się porządnie – kupujcie, nie pożałujecie! 🙂 ). Jej pierwotny tytuł brzmiał, jak widać, „Karmazynowa pantera”, został zmieniony przez wydawcę (i w sumie słusznie), ale nie to jest teraz naistotniejsze. Zerknijcie na pliki.

Oprócz pliku z bohaterami, czyli ich dokładnym spisem i charakterystyką, oprócz szczegółowego przebiegu akcji, mamy jeszcze ogólny, skrócony zarys fabuły (na samym dole), czyli jakby szkielet samego scenariusza, mamy plik opisujący przedmioty i miejsca akcji (i w przypadku tej książki było to niezbędne) oraz coś, co przy „Na miłość boską” okazało się szczególnie istotne – źródła. Intryga, choć całkowicie fikcyjna, nawiązuje do autentycznych wydarzeń historycznych, a intryga jest znacznie bardziej skomplikowana niż w przypadku „Aniołów do wynajęcia”. Występuje w niej autentyczna postać (Karl Hanke – i proszę sobie wygooglać, i zobaczyć, kto to był 😉 ), część akcji toczy się w czasie II wojny światowej, a szczególnie 6 maja 1945 roku. Co wtedy się stało? Sprawdźcie 🙂 Jak widzicie, przygotowanie takiej książki, ZANIM zacznie się ją pisać (Karmazynowa pantera.docx), wymagało ode mnie większego zaangażowania.

Dlaczego to takie ważne?

Cóż, jak wiecie, mam „normalną” pracę. 10 godzin dziennie nie ma mnie w domu (8 godzin pracy plus dojazdy), mam trójkę dzieci, których nie da się wychować, wręczając im tablety. Słowem, na pisanie pozostaje tylko skromny wycinek doby. Jeśli mam dowieźć książkę do końca, muszę działać w bardzo uporządkowany sposób. Ten przedstawiony wyżej, z takim poszatkowaniem powieści, pomaga mi rozplanować czas. Wiem, ile go potrzebuję na stworzenie danej książki, a to z kolei pomaga mi tak ułożyć działania, by nikt na tym nie ucierpiał.

Wyznaczam też sobie swój prywatny deadline, inny od tego, który wyznacza mi wydawnictwo. Węższy. W moim przypadku jest to niezbędne, zostawianie spraw na ostatnią chwilę mogłoby okazać się zgubne. Ważne – moja meta jest realna do osiągnięcia w moich warunkach życiowych. Wyznaczanie terminów niemożliwych do utrzymania niczemu nie służy.

Czy to działa?

W moim przypadku pierwszorzędnie! Wszystkie moje książki oddałam przed terminem, a napisałam ich siedem (teraz piszę ósmą), mogę się więc trochę powymądrzać. 🙂

Czasami trzeba zadziałać jeszcze inaczej. Intryga książki, która powstaje teraz, jest tak zakręcona i szalona, że wymagała ode mnie rozrysowania sobie akcji GRAFICZNIE, czyli na obrazkach :D, zanim w ogóle stworzyłam plik ze scenariuszem. I tu przydał mi się ponownie mój zeszyt w kratkę, od którego wszystko się zaczęło.

I cóż – w następnym odcinku opowiem Wam trochę o wenie. Dowiecie się, dlaczego jest przereklamowana 😉